Techniczno-życiowy blog.

[Vicious] Grygrafia by Vicious

2 komentarze

Troszeczkę się pozmieniało u mnie. Znów mam konsolkę stacjonarną, w końcu dostałem urlop (proszony od 4 miesięcy), troszkę koło siebie troszkę oporządziłem to i postanowiłem zanudzić Was swoją historią z grami.

Jako, że zbliżają się moje 30te urodziny (cholera już za 5 miesięcy !!!) człowieka bierze na wspominki... Zastanawia się, co by było gdyby, co spieprzył, co by chciał jeszcze w życiu naprawić/zmienić...

Moja historia z grami rozpoczęła się dość dawno - gdzieś w okolicach 1986 roku (pewnie części Was jeszcze na świecie wtedy nie było). Ojciec przyniósł pożyczoną polską konsolę do grania na TV w ponga i jego odmiany. Działało to topornie, wyglądało tak sobie ale frajdę pamiętam, że przynosiło. Ojciec mógł ją kupić od znajomego ale się rozmyślił. Postanowił, że jednak woli kupić co innego. Trzeba było czekać aż do lutego 1989 roku kiedy to w Pewexie na Nowej Hucie w Krakowie po wystaniu cało nocnej kolejki ojciec dorwał nówkę Atari 130XE. Dzień pamiętny dla mnie jeszcze z jednej strony - rodzice kupili nam (mnie i bratu) ruskie jajeczka by nam się z bratem nie dłużył czas spędzony w kolejce (mój pierwszy Handheld :) ). Po powrocie do domu ojciec od znajomego pożyczył kasety z grami. Pamiętam jak dziś, jak siedzieliśmy z całą rodziną przed TV z włączoną grą Formula 1 i nie wiedzieliśmy kompletnie co zrobić. KOMPLETNIE. Wciskaliśmy klawisze, fire'y w joystickach - nic. Jakimś cudem udawało się włączać grę ale jak ruszyć, jechać tym prostokątem ? To była zagadka. Pamiętam, że to ja przez pomyłkę dowiedziałem się o co chodzi - naciskałem raptownie Fire'em i samochodzik ruszył (wystarczyło przycisk trzymać). Musicie też wiedzieć, że w mojej rodzinie to angielski znała tylko matka - piąte przez dziesiąte. Matka płynnie pisała i mówiła po francusku a ojciec jedynie rosyjski w mowie i piśmie średnio zaawansowanej znał. Dlatego te napisy dla nas kompletnie NIC nie znaczyły. Po tych przygodach wraz z bratem szybko zaczynaliśmy rozgryzać zawiłości sprzętu. Szybko też przerobiliśmy magnetofon (pierwsza poważna Hardware'owa przeróbka :P ) z normalnego na TURBO w Krakowskim Mapasofcie i zakupiliśmy dość sporo kaset. Ojca niestety gry kompletnie nie zainteresowały, co spowodowało jego niechęcią do tej rozrywki i zaniechał jakiegokolwiek dalszego zainteresowania sprzętem aż na 9 lat. Wprowadził z matką jedynie ograniczenie czasowe na to ile możemy z bratem korzystać z komputera wciągu dnia (co w sumie myślę że doprowadziło do pewnej przykrej sprawy - ale o tym później). Gry na atari były fantastyczne, ale jak zobaczyłem w 1990 roku na lotnisku w Balicach pierwszy automat do gry to moje oczy nie mogły uwierzyć, że może być tak piękna grafika ! Oczywiście nie było mowy o kupnie żetonu za 20tyś zł... Stałem pod automatem i tylko liczyłem aż ktoś podejdzie i zagra. Do tej pory nie pamiętam co to była za gra. W 1991 roku wyjechaliśmy z rodzicami na wieś, rodzice za pracą (prowadzili dom wypoczynkowy), dla nas - zdrowotnie (byłem cholernie chorowitym dzieckiem, szczerze nie pamiętam za wiele z zerówki - pamiętam natomiast sporo odcinków domowego przedszkola które bardzo chętnie w domu jak byłem chory to oglądałem). Były to też czasy pierwszych kieszonkowych za które kupowało się prasę branżową (bajtek, Top-Secret). W 1992 roku wróciliśmy już na stałe do Krakowa. Moi kumple z bloku, jak się dowiedziałem po powrocie do mojej starej klasy i szkoły, dostali na komunie komputery. Jeden dostał C64 (ach Giana Sisters, Kick Off, Blinky Scary School) drugi dostał (uwaga uwaga) AMIGĘ. Tak. Pamiętnego wrześniowego dnia zaprosił mnie do siebie. Miał całe sześć gier. Ale za to jakie... Lotus (bodajże z numerem 2), North And South, Bobo, Golden Axe i jakieś inne mniej ważne pierdółki. Kurcze - ale tam była grafika, jak to wyglądało, jak w to się grało ! Wróciłem do domu i chciałem zagrać w coś ala lotus - więc odpaliłem Great American Road Race - ale to nie to samo ;) . To było coś. Do tego kumpla to żeśmy urządzali pielgrzymki po szkole i ciupali ile wlezie. Pojawiła się też w kioskach nowa gazeta o grach komputerowych - taaak najlepsza wg. mnie jaka kiedykolwiek się pojawiła - Secret Service (kupowałem je aż do 70 numeru) - gazeta której nie wiele brakowało do 100numeru, gazeta która miała w sobie wszystko - dobre recenzje, tonę pozytywnego humoru, sekrety, porady, listy, cała w kolorze, świetni redaktorzy... Era 8bitowców pomału dobiegała końca. Gier nowych na atarynę było nie wiele - ale rodzime firmy stawały na wysokości zadania - Mirage, Avalon itp. Pamiętam fantastyczne strategie - Kupiec, Książe, Cywilizacja. Dobre platformówki - Włóczykij, nawalanka Droga Wojownika... Kumpel z C64 przesiadł się na Amigę 600 - i w ruch poszły wymiany gier między nimi, wyjazdy na giełdę komputerową... Zazdrość zżerała. Lecz nic nie mogłem na to poradzić. W 1994 ojciec poważnie zachorował, skończyło się częściowym paraliżem i rentą... Krucho było z pieniędzmi. Matka musiała wrócić do pracy. Ale i tak ojciec Nas zaskoczył (mnie i brata). Pewnego letniego wieczora 1995roku powiedział byśmy się zbierali i musimy po coś pojechać. No to pojechaliśmy na jakieś nowo powstałe osiedle (do dnia dzisiejszego nie jestem w stanie określić które to było). Wysiadł z samochodu, a po chwili wrócił trzymając pod pachą AMIGĘ. Taaak. Amigę 500. Tak bardzo wyczekiwaną, z toną naprawdę świetnych gier. W tym samym dniu poleciałem do kumpla i wziąłem z 40 dyskietek. Pierwszą uruchomioną grą był Mortal Kombat 2 (nomen omen - na miejscu ojca bym raczej nie pozwolił 12 latkowi grać w takie gry - ale w tamtych czasach nie było ograniczeń wiekowych więc i ludzi to tak średnio interesowało w co grają ich pociechy). Achh... Zaczęło się wertowanie nowych tytułów, męczenie takich perełek jak Settlers, Master Of Orion, UFO, SWOS, Manchester United Premier League Championship (mocno niedoceniony tytuł który zniknął w historii), K240 i masa masa innych. To był też ostatni sprzęt na którym grałem z moim bratem wspólnie. Settlersi, SWOS, MU PLC, Lotusy i parę innych gierek. Później brat zaczął się interesować tylko pojedynczymi tytułami (Quake, Half-Life, Unreal) by w pewnym momencie w ogóle porzucić ten temat zainteresowania (niby interesował się piłką nożną). Jakie mam najcieplejsze wspomnienia z tym sprzętem ? Wymienię tylko kilka:
North And South - genialny mix zręcznościówki ze strategią z genialnym poczuciem humoru, doskonała na dwóch graczy (słaba dla pojedynczego).
K240 - strategia kosmiczna w czasie rzeczywistym. Genialny patent, doskonałe wykonanie, spory poziom skomplikowania rozgrywki (ciężko to wytłumaczyć, trzeba zagrać by poczuć ten klimat).
Mortal Kombat 2 - najlepsza bijatyka na Amidze.
SWOS i MU PLC - najlepsze kopanki w jakie w życiu grałem. Żadna fifa i ISS nie dały mi aż takiej frajdy.
PP Hamer - nie jestem zwolennikiem takich gier. Ale ta platformówka z rewelacyjną muzyką potrafiła wciągnąć.
Dynablaster i Pole Walki - dwie różne gry. Ale łączę je ponieważ przez nie miałem przejścia w domu i kłótnie. Dlaczego ? Bo się notorycznie spóźniałem jak u kumpla zapuszczaliśmy jeden bądź drugi tytuł :) . Granie na 3 osoby w tą grę to istna jazda bez trzymanki :) . Żaden multi z ludźmi których nie widzimy po sieci. To był ścisk przed telewizorem, wyzwiska etc. etc.
Settlers - nigdy nie przeszedłem kampani (biję się w pierś). Ale wygraliśmy z bracholem tyle godzin... Dwie myszki do kompa, split screen. I zabawa na dłuuuuugie godziny. Sojusze, walki podjazdowe, kradzieże surowców... Taaak. W to się grało.
I na koniec dwie perełki nad którymi spędziłem samotnie najwięcej czasu - Pirates! oraz Colonization. Godziny dyskusji z kumplem na temat strategi, taktyki, walk etc. Do dziś z kumplem wspominamy jak wyszliśmy na rolki i jeżdżąc w kółko dookoła boiska gadaliśmy o kolonizacji.

W tym czasie pod moją szkołą podstawową zawitało coś co my dumnie nazywaliśmy salonem gier – a w rzeczywistości było piwnicą z 3 automatami i jednym pinball’em. To tutaj powstała moja miłość do gier arcade. Do tych pięknych pudeł z telewizorami. Dwie gałki po kilka przycisków, slot na żetony. To tutaj graliśmy po szkole z kumplami w takie perełki jak : Caddilacs And Dinosaurs, Punisher, Violent Storm , Metal Slug, Fantasia, Mortal Kombat 2. Pamiętam – często udawało mi się od mamy wyżebrać złotówkę – starczało na żeton (50gr) i pysznego, fantastycznego loda wodnego pomarańczowego (40gr – czemu ich już nie ma w sprzedaży pytam się ja ? Kocham lody wodne, a wszędzie dostępne sorbety to już nie to samo). To w tym salonie wymasterowałem jedną grę. Prosty do Ciebie – King Of Fighters 94. Dlatego Prostusiu kocham tą serię najbardziej ze wszystkich mordoklepanek. Jak dziś pamiętam. Kupiłem jeden żeton – i zacząłem grać. Przyszedł okoliczny master – a miał on taki zwyczaj, że od razu na wstępie kupował 20 żetonów, wrzucał je przed ekran i grał w najlepsze, aż mu się one kończyły. No i podszedł do mnie (myślał, że smark jest cieniutki ;) ) i spytał czy może ze mną zagrać (chodziło mu tylko o to, bym mu zszedł z automatu który sobie upatrzył). Ja się oczywiści zgodziłem. Powiem w skrócie – musiał dokupić kolejne 20 – i dopiero pod koniec drugiej dwudziestki przegrałem… Spóźniłem się do domu 2h. Matka była cholernie zła. Miałem szlaban na kompa i TV na tydzień – ale i tak warto było ;) . Salony gier skończyły się w momencie gdy skończyliśmy podstawówkę. Nie było już to nam po drodze, a na dodatek towarzystwo się porozłaziło. Kolejną przyczyną tego stanu rzeczy były niestety emulatory, które umożliwiały darmową grę. Mój ostatni żeton wrzucony w taką maszynę miał miejsce w Zawoji w 2003 bądź 2004 roku – z automatem Hook. Był jeszcze salon gier na rogu Jana i Tomasza w Krakowie (to był naprawdę salon gier – około 50 automatów+10 stołów pinball’owych). Ale z braku pieniędzy i z powodu odległości rzadko go odwiedzałem.

Pod koniec 1996 roku rodzice wpadli na pomysł, że przydałby się prawdziwy komputer - z drukarką etc. by pisać pisemka, prowadzić zestawienia itp. Wzięli sprzęt na kredyt spłacany przez 4 lata za 5,5tyś zł !!! Był to najpotężniejszy sprzęt w mojej szkole :D . Cyrix 150mhz, 32mb ramu, Soundblaster i najdroższa drukarka świata (kosztowała 1,5tyś !!!) HP 600. Każdy kto wie co to za sprzęt to się zapewne uśmiecha ironicznie ;) . Ale tyle to wtedy kosztowało. Przez pół roku wiodłem prym na scenie nowych gier. Ileż to wtedy osób u mnie przesiadywało ;) . Pół roku - bo po 6 miesiącach kumpel z klasy kupił Pentium 166 z 64mb ramu. Ale ja po pół roku dokupiłem 3dfx'a. Hah. Znowu rządziłem. Wraz ze zmianą sprzętu oraz przejściem w 1998 roku do liceum z profilem Matematuczno-Informatyczno-Fizycznym, granie samo jako takie troszkę przestawało mnie interesować. To był czas pierwszych kontaktów z internetem, emulatorami i językami oprogramowania (fakt - na atari pisałem programy w basicu - ale powiedzmy sobie szczerze, że żadnym koderem nie byłem). Szczerze i trochę bez skromności powiem, że byłem w pierwszej piątce najlepszych w mojej klasie z informatyki (4 lata z rzędu 6 z infy jednak coś w tamtych czasach znaczyła). Potrafiłem nieźle crack'ować programy i gry, pisałem niezłe skrypty nieźle kombinowałem (na maturze próbnej z informatyki na części praktycznej jako jedyny w 20 min napisałem program do przepisywania zadań na adnotację polską)... Lecz... Właśnie kontrola rodzicielska załatwiła moją przyszłość spod znaku informatyka. Taaa. Mogłem siedzieć max 1 - 1,5 godziny dziennie przed komputerem. Ciężko było to podzielić na granie, pisanie programów, zabawy z systemem Windows ( Win 95 w 12mb ? Dało się ;) . W pełni sprawny system który zajmował 12mb!). Pascal, C++, Java, HTML. Troszkę tego liznąłem. Ale to było za mało by w 2002 roku udać się gdziekolwiek na informatykę. Zrobiłem koszmarny błąd i wybrałem elektronikę.

Troszkę się zagolopowałem. W 1996 roku kupiłem oryginalne Diablo. Przez które o mało co w 1998 nie zdałbym do liceum :) (mag na 49 LVL zobowiązywał). W 1998 roku wzdychałem do Final Fantasy 7 - które na Cyrixie za chiny nie chciał działać (widział w moim sprzęcie 486 i nie chciał puścić). Dopiero łatka rozwiązała ten problem i grę przeszedłem (38h - licząc po 1h dziennie to daje miesiąc grania). W 1999 kupiłem od znajomego oryginalne Baldurs Gate. Które przeszedłem i sprzedałem po wakacjach. W między czasie grałem po troszku w quake I i II, Half Life, Counter Strike etc. Pojawiło się Diablo 2 z którego powodu miałem problemy później by dostać się na studia. W 2000 i 2001 zupgrade’owałem kompa na maxa – 3DFX 2 , Intel Pentium 200mhz i dołożone kolejne 32mb ramu. Ale to już było za mało jak na tamte czasy. Weszły MMXy, procki Intel II itp. Itd.

Te lata miały też dla mnie drugie znaczenie. W 1998 roku z 3 kumplami ganialiśmy do "salonu" gier z konsolami. N64 z Goldeneye i Wcw vs NWO Revenge dawały radę. Ileż to kasy przegraliśmy na tym. Do połowy 1999roku praktycznie co drugi dzień siedzieliśmy tam i ciupaliśmy w multi. W 2001 roku na urodziny kupiłem sobie GameBoy Pocket. Tak. Granie po nocach - to było to. Bez limitu ze strony rodziców. Zasilacz był non-stop ciepły. W 2002 roku z braku pieniędzy rodzice nie wysłali mnie tak jak brata na kurs prawa jazdy. Kasy starczyło jedynie na komórkę (po uprzednim sprzedaniu GameBoya :( ). W 2002 roku też, za pieniądze zarobione z roznoszenia ulotek kupiłem sobie po cichu N64 z padem i dwoma grami - Mario 64 i WCW vs NWO Revenge. Z konsolką pożegnałem się rok później. Mało była grana bo i dostęp do gier się skończył, i dostęp do TV też. Rodzice zaczęli nakładać ograniczenia na wszystko co się dało… Zaczęła się moja fascynacja telefonami i gierkami na telefony. Sony Ericsson T68i, Nokia 7110, Sony Ericsson T300 – miały wspaniałe gry. No i pamiętny model T610. W 2006 roku nastąpiło moje odrodzenie z grami. Zakupiłem Nokię N-Gage. Nie dość, że sama miała świetne gry to na dodatek jeszcze oferowała zabawę w emulatory (który nomen omen świetnie działały – niektóre to lepiej niż obecne dzisiaj na super mocarne sprzęty z androidem i Ios’em). To była frajda. Rodzice nie mieli kompletnie nic do gadania, mogłem grać godzinami i po nocach. N-Gage sprzedałem 2 lata później i kupiłem Nokię 9500 ze względów użyteczności na studiach (brak dostępu w domu do komputera i Internetu wymagał odemnie czegoś innego – strzałem w 10tkę okazała się ta Nokia). W 2008 kupiłem GBA Mikro (Prosty – pamiętasz ? ) Ależ było z nim zabawy! Cudowna konsola mieszcząca się w kieszeni spodni, która na baterii ładnie trzymała. Gry na GBA – fenomenalne (do dnia dzisiejszego gram w sporo tytułów z tej konsolki). Cud, miód i orzeszki. Również w 2008 roku kupiłem sobie laptopa. To doprowadzało moich rodziców do szewskiej pasji – że mogę robić na swoim komputerze żywnie co mi się podoba i to bez ich ograniczeń. To po kilku ścięciach spowodowało moją ucieczkę z domu (wyprowadziłem się). Następnego roku i tak brałem już ślub i miałem się wprowadzić do żony więc nie musiałem zbytnio się przejmować. 3 miesiące mieszkania u kumpli – cudo. Nie dość, że sobie sporo graliśmy po sieci to jeszcze miałem wreszcie kompanów do pogadania o moim hobby. W 2009 sprzedałem GBA (pamiętasz komu Prosty ? ). W 2010 roku zakupiłem PSP – które posłużyło mi do 2012 roku. Sporo się na nim ograłem – oj sporo. Szczególnie na zaocznych studiach uzupełniających (z kumplem w Monster Hunter Freedom United). Ale i takie gry jak Rock Band mocno zapadły mi w pamięć. W 2010 roku zakupiłem też PS2 – by w końcu zagrać i skończyć grę która w moim osobistym rankingu jest numerem jeden. Była, jest i chyba jeszcze długo będzie. Chodzi tu mianowicie o Shadow Of The Colossus. Cudowna baśń, ze smutną historią. Tak pięknej i genialnej gry w życiu nie widziałem i w życiu nie grałem. Coś pięknego. Ogólnie na PS2 nie spędziłem zbyt dużo godzin. Po wczesnej fascynacji nastąpiło orzeźwienie. Oraz zakup dość mocnego (jak na moje skromne potrzeby) kompa stacjonarnego, całkowicie pogrążyło mój wolny czas. Sprzedałem PS2 w maju tego roku. W tym roku za pomocą Prostego zakupiłem Wii. Mojej żonie, która nie przepada za grami, nawet się spodobała. Jest na niej też gra cudo – Monster Hunter Tri. Aktualnie mam na czym grać – ale nie bardzo mam na to czas… I nie prędko się coś w tej materii zmieni. Dodatkowo w 2011 wygrałem w konkursie Sony Ericsson R800i (potocznie zwaną Xperia Play). Do dnia dzisiejszego wierzyć mi się w to nie chce – ale udało się. Druga z 10 pierwszych Xperia Play leży dumnie w mojej kieszeni. I to na niej spędzam ok. 60-70% czasu jaki poświęcam na gry. Emulatory, emulatory, emulatory. Tak. Zatrzymałem się w erze 8,16 i 32 bitów. Sprzęt średni – ale mega wygodny pad.

I tutaj zakończę moją historię. Jak ktoś przebrnął przez nią – dziękuję. Jak się spodobało lub macie jakieś pytania – piszcie w komentarzach.
Jeszcze odpowiedzi które zapewne cisną Wam się na usta (Po co to pisałem ?) :
1.      Zbliżam się do trzydziestki. Niestety, ale czas szybko umyka. Jest to jakaś bariera dla mnie. Smutna bariera. Coś się kończy, coś się zaczyna. Świadomość, że przez kolejne 30 lat – a nawet dłużej – będę jedynie pracował przyprawia o smutek (oczywiście jak przeżyję kolejne 30 lat). Wiele się w moim życiu zmieniło, i choć było w większości nudne to jednak przygody wirtualne mocno mi pomagały przebrnąć przez smutne momenty w życiu (pierwsza miłość i rozstanie, kłótnie z rodzicami – których bardzo kocham mimo tego, że tym że chcieli dobrze doprowadzili raczej do niezgody i nie rozwinięcia mojej pasji związanej z komputerami i programowaniem).
2.      Wspominki na to jak byłem dzieciakiem w momencie gdy patrzę na swoje dziecko i zastanawiam się jakie to jej życie będzie. Czego Ona już nie doświadczy. A czego ja już nie doświadczę. Taka filozofia.
3.      Wytłumaczenie się, że granie jest fajnym hobby. I nie tylko dla dzieci. Masa „dorosłych” uważa, że gry są tylko dla dzieci. Moja żona nadal się wstydzi powiedzieć swoim rodzicom, że gram. Zupełnie jakbym ćpał. Albo alkohol po cichu popijał…

2 komentarze :

  1. Ależ gdzie tu smutek, 30tka przy takim pięknym hobby. Jak ty latales po salonach to ja jeszcze lezalem w kolysce.. tyle lat doswiadczenia masz do przodu. HIhihiHistorja z KoF wzruszajaca, bardzo :3 Gry to naprawde wazna czesc naszego zycia. Przez nie sie tez poznalismy (emulatory na ngage jak pisales, mialem 14 lat wtedy bodaj :) ).
    Oj Vic, Vic - najlepszy post na blogu. Napisany po Vicowsku, grygrafia fenomenalna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaa. Poznaliśmy się kłótnią :P . Że mi Garnetka wlazła w mój dział :P . Hehe. Dobre jaja były :) . Ale fakt - rozbujaliśmy temat emulatorków na NNG-site. Z forami N-Gage to ogólnie mam najcieplejsze wspomnienia. Świetne zespoły, dużo rozmów poza forum, ciekawi ludzie. Szkoda, że tak się porozłaziło.
    Dla mnie gry są tak samo ważne jak książki które przeczytałem (możecie wierzyć lub nie ale sporo ich przeczytałem). Czekam teraz Prosty jak kupisz Wii i pogramy w MH Tri po sieci (tylko postać dopakuję byś miał z kim grać :P ).

    OdpowiedzUsuń