Techniczno-życiowy blog.

STORY OF SEASONS: Friends of Mineral Town - Recenzja

Brak komentarzy
A zaczęło się to tak 

Nintendo Switch cieszy się zainteresowaniem studiów produkujących gry. Prawie od początku swojego żywotu platforma ta może się szczycić bogatą biblioteką portów, remasterów i reedycji już istniejących gier.
Wielu graczom jest to nie na rękę, z racji tego iż posiadają systemy na których mieli okazję zapoznać się z większoscią tytułów. W podobny sposób do Switcha odnoszę się także ja.
Spróbujcie sobie wyobrazić jakim miłym newsem była dla mnie zapowiedź remake jednej z moich ulubionych serii, jednej z moich ulubionej części - Harvest Moon: Friends of Mineral Town. Gra ta jest mi, oraz większości autorów tego bloga, wyjątkowo bliska.  Vicek przegrał w nią połowę swoich studiów a ja większość mojego liceum.

Nie sposób się nie cieszyć na remake.


Archetyp leniwego game designu, TLDR: miodności tu mało

Ostry początek recenzji, nie? :D Postaram się przejść z wami przez swój proces myślowy, który doprowadził mnie do taniego wniosku.
Widzicie - im więcej gram w gry, tym bardziej wierzę że stara ocena gry na podstawie jej midoności jest wyjątkowo celna. Problemami recenzji które oceniają gry pod kątem tejże jest jednak fakt, iż rzadko kiedy posiadają one dobrze zwerbalizowane argumenty.

Postaram się nadać tej recenzji nieco struktury, a zarazem skupić się głównie na miodności tej gry.

A co to takiego ta miodność?

Według mnie miodność to składowa 3 (choć czasami mniej) aspektów:
  • klimatu
  • mechaniki (gameplayu) & naszej chęci do powrotu do danej gry

I tak łatwo by mi było skupić się na tych 3 aspektach, gdyby nie fakt że remake ze swojej natury jest  kopią, ekstrapolacją istniejącej gry i może być recenzowany tylko mając na uwadze orginał. Toteż dużo w tym tekście pojawi się porównań do orginału, który ma już 17 lat.


Klimat

Z mojego doświadczenia bycia graczem klimat gry tworzony jest podobnie jak klimat filmu, bądź też książki.

Świat, czasami też story building

Świat w którym dzieje się rozgrywka musi być albo interesujący albo taki w którym łatwo się odnajdziemy. Zauważcie że te dwa kryteria dość łatwo przypisać grom szeroko przyjętym jako dobre.
Pomyślcie o tytułach jak Final Fantasy, The Last of Us, Dark Souls, The Legend of Zelda - te gry tworzą światy które są dla nas po prostu ciekawe, nietuzinkowe. Z drugiej strony gry takie jak Stardew Valley, Battlefield (wbrez pozorom), Terraria, po częsci Minecraft - tworzą swiaty w których czujemy się bardzo szybko dobrze. Poznając ich podstawy łatwo się w nich odnajdujemy.


Jak wypada tu nowa część Harvest Moona? Podobnie jak orginał - świat w którym gramy jest przytulny, mały, z mocno ograniczoną liczbą miejsc które odwiedzamy.
Jedną z części uroku Harvest Moona, podobnie jak Stardew Valley, jest fakt iż świat ten łatwo porównać do naszego. Gramy w końcu osobą, która tak jak często my - mieszkała w mieście. Realizujemy swoje marzenie mieszkania na wsi.  Przedstawione otoczenie łatwo do nas przemawia, szybko rozumiemy kim jesteśmy i co mamy robić.
Świat ten wzbogacony jest, tak samo jak świat orginału, o aspekty fantastyczne. Harvest Goddess, Sprites oraz Kappa uświadamiają nam że Mineral Town nie istnieje w dokładnej kopii naszego świata, a w miejscu gdzie istnieje magia.


Problem w remaku stanowi to że aspekt fantastyczny został ukrócony i strywializowany.
Boginię poznajemy podobnie jak w grze na GBA, wrzucając do wodospadu jakąkolwiek rzecz. Problem w tym iż boginia spada z nieba z prędkością 100 metrów na sekundę, rzuca nam 3 linijki dialogu pełnego slangu, po czym odlatuje równie szybko jak przyleciała. Brak tu nadania jej charakteru istoty fantastycznej. Design tej postaci, widoczny obok, także mnie odrzuca. Avatary wszystkich postaci w remake zostały stworzone w typowym dla japońskich gier na smartphony stylu. Boginia wygląda jak losowy NPC z klikacza na telefon, który daje nam darmowe bonusy po zalogowaniu się w appce, kosmos.
Kappę poznajemy w podobny sposób jak w grze na gameboya. Przyznam - pozytywnie mnie to zaskoczyło po wpadce z boginią. Motyw z wrzucaniem ogórków dla nas, ludzi mieszkających na zachodzie, jest kompletnie niezrozumiały. Remake tłumaczy nam go po części, co jest poprawą world buildingu w porównaniu do orginału. Co z tego skoro Kappa  został kompletnie "zbishonifikowany", sprowadzony do poziomu kolejnego faceta NPC za którego można w tej grze wyjść. Jego design zmienił się kompletnie, ponownie nawiązując do nisko budżetowych gier na telefony mobilne. Co ja wam będę biadolił. Patrzcie na oficjalny obraz z zapowiedzi gry.

Pozostałe postaci osób mieszkających w Mineral Town nie zmieniły się od czasów Gameboya. Doszło natomiast kilka nowych, które nie wpasowują się w narrację tej gry. Istnieją poza historią gry, wydając się doklejonymi na siłę.

Zanim zakończę temat świata i klimatu muszę wspomnieć o moich skrzatach. Moi ukochani pomocnicy zostali zrównane do poziomu niewolników. Co prawda podobnie miało się to w orginale. Ale tam chociaż skrzaty zostały przedstawione krótką cutscenką, słodkim momentem gdy piły herbatę. Tu po wejsciu do ich hatki wita nas okno dialogowe z 6 stronami do przeczytania o mechanice ich pomocy na farmie. Kolejny raz gra wyprowadza nas z immersji.


Grafika i jej styl

 

Nie sposób nie pisać o stylu graficznym pisząc o grze. W poprzednim punkcie wspominalem iż styl przyjęty do avatarów postaci mnie odrzuca przez brak dopasowania do świata przedstawionego. Opinie o tym czy grafika i styl graficzny się nam podobają są bardzo subiektywne, miejcie to na uwadze czytając dalszą część tego punktu.
 
Jeżeli przez ostatnie 5 lat graliście w gry indie na steamie, tanie produkcje na konsolach (szczególnie nintendo i sony) to nie będzie wam obcy styl gier "robiony na unity". Gry sklejone z darmowych modeli dostępnych na necie. Rzadko kiedy pasujących do siebie, nie stanowiących całości.
Story of Seasons ma się do tych gier nieco lepiej. Widać częściowe zapożyczenie modeli z poprzednich częsci (model rzepki widzę od czasów gamecube), ale nie rzuca się ono w oczy.
To co rzuca się w oczy to brak cieni, shaderów, niskiej jakości tekstury, niskiej rozdzielczości modele.
Gnysek ostatnio pisał o innej częsci harvesta, gdzie nazwał ją "jak robioną przez studentów na zaliczenie". Tu modele są podobne. Wygladają jak zerżnięte z gry mobilnej w skali 1:1. Wszystko od drzew, trawy, zwierząt, roślin, budynków. To wszystko wygląda jakby było produkowane na gamecuba, a nawet gorzej. Na dodatek został zastosowany filtr rozmycia gaussowskiego przez co gra ma ostrość zaledwie w centrum obrazu. Wszystko na jego rogach jest rozmazane, sprawiając wrażenie ukrywania niedopracowania.

Niestety grafika w porównaniu do orginału wypada mocno na minus. Orginalna gra oferowała grafikę 2D z uroczymi spritami, w jednolitym stylu graficznym. Remake wydaje się być sklejony z darmowych assetów oraz modeli z poprzednich gier. W kombinacji z okropnym, tanim designem postaci oraz filtrami rozmycia ukrywającymi niedoskonałości jest źle, bardzo źle.

A wiecie o czym jeszcze nie wspominałem? O animacji w tej grze. Pokemonom w zeszłym roku oberwało się za leniwe używanie beznamiętnych animacji. Story of Seasons bije to na głowę. Tu animacji nie ma praktycznie wcale. Te które istnieją są niedopasowane do stylu graficznego, różne od siebie, momentami za długie.

Muzyka i dźwięk

Osoby które mnie znają wiedzą że często gram w gry bez dźwięku, toteż ten rzadko mi przeszkadza. W Story of Seasons przeszkadza mi on jednak ponad miarę, dokładnie wiem dlaczego.

Widzicie - muzyka sama w sobie jest świetna. Odswieżono wszystkie motywy z orginału. Zmodernizowano je pod kątem instrumentów i jakości. Muzyka jest świetna, pewnie trafi na moją playlistę do odsłuchu w pracy.
To co nie jest tak świetne to to, że całą immersję którą tworzy muzyka zabijają efekty dźwiękowe. To one utwierdziły mnie w opinii iż Story of Seasons jest "grą unity" posklejaną z assetów. Po prostu posłuchajcie dźwięków z gameplaya powyżej.

Skupcie się na:
  • dźwięku biegania
  • ogólnej ciszy przerywanej oderwanymi od klimatu dźwiękami fanfar i powiadomień (ponownie, gry mobilne maczały tu palce)
  • repetywnego dzwięku poruszania się (który słyszy się przez większość gry)
  • przeszywającego uszy i duszę dźwięku zbierania wykopanych pieniędzy
  • niedopasowanych dźwięków animacji



Wiecie że zazwyczaj wolę dźwięk i muzykę z remaków i remasterów. Nie jestem fanem retro który łyka styl 16 bitowy jak pelikan. Ale wewnątrz swojej głowy podłóżcie efekty dźwiękowe z GBA i zobaczycie, że oprawa audio tej gry kaleczy ją bardziej aniżeli oprawa wizualna.
Najzwyczajniej przykro mi tylko iż tak dobrze udane nowe kompozycje są rujnowane przez resztę dźwięku.

Chęć powrotu do gry - gameplay i gameplay loops

Gry takie jak Dark Souls, Battlefield, Minecraft czy Stardew Valley sprawiają iż często do nich wracamy. Dzieje się tak za sprawą kombinacji dopracowanych mechanik oraz klimatu gry.
Polecam zapoznać się z analizą problemu mechaniki gier video i naszej chęci w jej uczestniczeniu którą zajął się Adama Millarda w swoim materiale na youtube.

Mechanicznie Story of Seasons zaczerpuje mocno z orginału i jest to jedna z największych zalet tego remaku. Napotkamy tu dobrze nam znane jakości naszych upraw i produktów zwierzęcych.
Sam tytuł gry wspomina też o sezonach - podobnie jak w innych częściach Harvest Moona grają one tak samo istotną rolę także w tej części w kontekscie upraw. Produkty zwierzęce dalej możemy przekształcać w sery, majonezy i podobne. Dalej możemy przy użyciu wszyskitch produktów gotować, do czego zachęcają nam bonusy płynące z jedzenia. Gdy znudzi nam się wieczne podlewanie pomidorów (mimo iż dalej jest satysfakcjonujące) i zleciny brudną robotę skrzatom możemy się cieszyć zejściem do kopalni czy też mechaniką przyjaźni i miłości.

Widzicie, ja osobiście wierzę iż mechanika to nie tylko akcje i ich efekty. Satysfakcja z mechanikii zależy bezpośrednio od dopasowania oprawy audiowizualnej. Tak przykładowo mechanika parry w Dark Souls 1, mimo iż identyczna z punktu widzenia akcji i timingu do innych częsci tej serii, za sprawą dopasowanej animacji jest uznwana za najlepszą z serii.
I niestety mechanikę Story of Seasons na dno ściąga właśnie brak tego dopasowania. Sztywne i nienaturalne animacje przeszkadzają. Nawet ogromne zbiory pomidorów nie są mi w stanie wynagrodzić katowania się codziennymi obowiązkami, które nie sprawiają przyjemności.

Gameplay i gameplay loops to jedna z najmocniejszych części tego remaku. Jeżeli jakiś aspekt tej gry uznać miałbym za dobry, a przynajmniej niezły, byłyby nim właśnie mechanika i gameplay loops.

Tylko tej miodności brak

Nie mogę nazwać tej gry dobrym remakiem, gdy orginał oferuje lepszą rozgrywkę. Nie mogę nazwać tej gry dobrym Harvest Moonem gdy inne części w cenie ćwierci tej części oferują więcej.

Story of Seasons: Friends of Mineral Town jest zrobione po najmniejszej linii oporu. Zapożycza praktycznie wszystko z innych częsci tej serii. Nie oferuje nic nowego, przy tym oferując mniej niż orginał.
Dokładnie taki archetyp gier wypychanych na siłę widać ostatnio coraz bardziej. Gry produkowane przez japończyków jak Digimon World: Next Order, Sorcery Saga: Curse of the Great Curry God, gry z serii Sword Art Online wpasowują się w ten sam archetyp gier sklejonych z innych gier, produkowanych na fali popularności tytułu. Tylko te gry nie kolą w oczy tak bardzo jak nowe Story of Sesons - one nie brandują się jako remake istniejących, świetnych gier.


Wydatek rzędu 40 funtów wydaje mi się nieuzasadniony. Mimo iż staram się nie bronić gier retro dużo bardziej polecam wam kupić używanego Nintendo DS Lite. Zapłacicie za niego mniej niż za samą tu opisywaną grę, ponadt na tej konsoli na wyciągnięcie ręki macie wiele tytułow, które pod każdym względem są lepsze od Story of Seasons: Friends of Mineral Town
  • Rune Factory które oferuje innowacyjną mechanikę walki, dungeonów i many. Do tego oczerowuje piękną, nawet jak na dzisiejsze czasy, oprawą graficzną.
  • Harvest Moon: Grand Bazaar które przyciąga mnie od lat za sprawą satysfakcji i frajdy którą daje sprzedawanie na bazarku i związane z tym manipulowanie cenami :D
  • Harvest Moon: Sunshine Islands które bije na głowę opisywanego tu remake pod kątem przedstawionego świata i przyjemnosci z gry
  • I finalnie za pomocą Nintendo DS Lite będziecie mieli okazję zagrać w Havrest Moon: Friends of Mineral Town które w obiektywnie jest lepszą grą niz jej remake

Pozdro i do oczytania,
Prosty

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz